czwartek, 27 października 2011

Liście

Postanowiłam, że najwyższy czas zająć się roślinami i teraz kiedy Mikołaj wreszcie wykazuje chęć współpracy i podąża za moimi propozycjami, uporządkujemy trochę jego wiedzę i poszerzymy słownictwo. Temat roślin pasuje bardziej do wiosny, więc żeby go trochę "ujesiennić" szczegółowo zajęliśmy się liśćmi.
Najpierw, wyposażeni w dużą papierową torbę, odbyliśmy wielką ekspedycję do parku w poszukiwaniu skarbów jesieni. Zbieraliśmy żołędzie, kasztany i mnóstwo liści. Przy okazji obserwowaliśmy dokładniej liście, opisywałam im budowę liścia (blaszka liściowa, ogonek i nerwy). Potem bawiliśmy się w zagadki - każdy wybierał sobie liść, a ja pytałam: czy Twój liść ma ogonek? A czy ma nerwy? etc. Dzięki tym zagadkom, zapamiętali bez problemów ;-) Trochę nazywałam, z którego drzewa pochodzą liście, ale takie rozpoznawanie zostawiamy sobie na wiosnę.
W domu odbijaliśmy liście, chowając je pod kartką i rysując po niej leżącą kredką świecową.  Technika mało oryginalna, ale daje fajny efekt. Chłopcy nie byli zbyt zachwyceni, w odróżnieniu ode mnie - mogłabym tak odbijać bez końca!

praca Dominika
Mnóstwo jesiennych zabaw z szeleszczeniem liści, podrzucaniem, zdmuchiwaniem a do tego odrysowywanie i dopasowywanie kształtów na kartce.
Z tej strony wydrukowałam im liście. Chłopcy łączyli kropki (znów nazywaliśmy części liścia) i kolorowali. Nie wiem dlaczego Dominik wybrał niebieski jako kolor jesienny. Może ma z tym coś wspólnego fakt, że niebieski to jego ulubiony kolor?

w ciszy i skupieniu...

Wykorzystywaliśmy też liście do układania sekwencji - to już głównie Dominik.
odrywa liście z gałązki

naśladowanie sekwencji

Z liśćmi spotykamy się teraz codziennie. Dopóki są bawimy się nimi na całego. I uczymy się też! Gdybyście widzieli minę wolontariuszki pracującej z Mikołajem, gdy przyniosła mu liście na zajęcia a on wziął jeden do ręki i powiedział: "Spójrz, tu są nerwy i tam płynie woda i sok"! (miało być soki odżywcze)
A Dominik codziennie robi bukiet z liści wołając: "Mamo, znowu znalazłem skarb jesieni"!

poniedziałek, 24 października 2011

Pojemnik sensoryczny - Jesień.

Począwszy od października, postanowiłam wymyślać temat, wokół którego będą się kręciły nasze zabawy przez cały miesiąc. Nasz temat październikowy nie jest chyba zaskoczeniem ;-). Tak, tak to "Jesień". Między innymi przygotowałam chłopcom jesienny pojemnik sensoryczny. Kiedy go wyjmowałam po raz pierwszy i powiedziałam, że teraz w naszym pojemniku jest jesień, Mikołaj zawołał: "tylko nie jesień!" Chyba ma dziecko przesyt: jesień w przedszkolu, jesień na spacerze i nawet jesień w domu;-) Ale kiedy zdjęłam pokrywę i zajrzał do środka zawołał: "Wow! Ja chcę lisa!". I zabawę można było zacząć. A oto i nasz pojemnik:

jesienny pojemnik sensoryczny

W środku:
  • orzechy włoskie i laskowe, kasztany, żołędzie, szyszki, nasiona klonu, liście (prawdziwe)
  • polarowe gniazdka, korkowe pudełeczko, drewniany grzybek  (pojemnik na igły)
  • drewniana łyżeczka i szczypce
  • drewniane schodki i kartonowy rulonik
  • jeżyk, wiewióreczka i rudy kotek udający lisa ;-)
  • dno wyłożyłam sztuczną trawą z naszej łąki

w trakcie zabawy
Zabawa w gromadzenie zapasów bardzo spodobała się Dominikowi. Mikołaj wolał walki między zwierzętami, wypadki w których ktoś spada, głośno krzyczy... czyli bez niespodzianek ;-)

środa, 19 października 2011

Jabłka

Miało nie być o jabłkach. Nie przygotowywałam sobie zadań w tym temacie, ale... Ale gdy mój mąż przyniósł mi wielgachną reklamówkę pełną jabłek, zmieniłam zdanie. I jest o jabłkach.
Jak wiele naszych zabaw, zaczęliśmy od obserwacji i płynnie przeszliśmy do wielozmysłowego poznawania. Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć, trudno było fotografować, mając ręce w soku z jabłek;-)
Przygotowałam dla chłopców cztery różniące się wyglądem, dotykiem i smakiem jabłka: rubin, koksa gala, golden delicjusz i szara reneta. Każdy wybrał po jednym i opisywaliśmy je. Jaki ma kolor?/kształt?/zapach?/jakie jest w dotyku?(gładkie czy szorstkie)? Ustawialiśmy nawet w kolejności stopniując gładkość skórki. Wtedy Dominik wymyślił, żebyśmy sprawdzili, które jabłko tonie a które pływa. Nalałam więc szybko wody do garnka i okazało się, że każde jabłko pływa! Chyba widać po minach, że zabawa im się podobała?

jabłko - tonie czy pływa?

Potem było tylko weselej. Poznawaliśmy budowę jabłka, przekrawałam jabłka w poprzek i wzdłuż, opisywałam, podawałam nazwy (skórka, ogonek, gniazdo nasienne, pestki, miąższ). I wreszcie nadszedł czas na smakowanie. Próbowaliśmy , każdego gatunku po kolei. Dominik przy koksie gali stwierdził, że ma bananowy smak a Mikołaj powiedział, że rubin jest jego ulubiony. Porozmawialiśmy chwilę o tym co możemy zrobić z jabłek, po czym przystąpiliśmy do dzieła. Robiliśmy herbatkę i surówkę. Ja obrałam jabłka a chłopcy pourywali skórkę na malutkie kawałeczki, które wysuszyliśmy w piekarniku. Potem tarli jabłka na tarce, żeby zrobić surówkę. Okazuje się, że to bardzo trudna praca, większość musiałam zetrzeć ja. Tarte jabłko z miodem to pierwsza (i na razie jedyna) "surówka" jaką zjadł Mikołaj!

Mikołaj trze jabłka

Posileni i w oczekiwaniu na herbatkę, zrobiliśmy sobie papier do pakowania prezentów. Stemplowaliśmy jabłka na szarym papierze, niestety za bardzo rozcieńczyłam farbę i ślady się rozmywały. Ale zabawa była przednia a my mamy piękny kolorowy papier do pakowania prezentów.

stemplowanie jabłkami
A w czasie malowania słuchaliśmy tej piosenki...
Przy okazji, przypomniało mi się, że mamy jabłka do układania rosnącego lub malejącego szeregu z tej strony. No i gdybym miała tusz w drukarce, wydrukowałabym cykl życia jabłka. A ponieważ chwilowo tuszu brak oglądaliśmy sobie taką animację.

Muszę przyznać, że te zajęcia przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałam, się, że mając (i jedząc) jabłka codziennie przez większość dni w roku, można tyle się jeszcze o nich nauczyć. I znów okazuje się, że najtrudniej wymyślić to co jest najbardziej oczywiste ;- )

niedziela, 16 października 2011

Cztery żywioły - ogień!

Nadszedł czas na ostatni z żywiołów - ogień. Muszę przyznać, że zabawy z ogniem były zdecydowanie najfajniejsze - chłopcy przyzwyczaili się do naszych wspólnych zadań w trójkę a do tego ogień jest taki atrakcyjny.
Zaczęliśmy jak zawsze od obserwacji. Posadziłam chłopaków na podłodze w ciemnym przedpokoju, poprosiłam żeby zamknęli oczy i wniosłam zapaloną świecę. Ile było ochów i achów gdy ją zobaczyli ;-) Chwilę porozmawialiśmy o tym jaki jest ogień (uparcie poszerzamy słownictwo Mikołaja - tym razem skupiliśmy się na przymiotnikach), obserwowaliśmy a Dominik doświadczył nawet osobiście jaki jest gorący wkładając palec w płomień!
Potem przenieśliśmy się do stołu i zaczęliśmy eksperymenty.
Doświadczenie pierwsze: zapaliłam dwie świeczki, jedną z nich przykryliśmy słoikiem i obserwowaliśmy co się stanie. Po kilku powtórzeniach gdy na zmianę przykrywaliśmy obie świeczki, ustaliliśmy, że aby palił się ogień potrzebne jest powietrze.
Doświadczenie drugie: nasze świeczki przykrywaliśmy dwoma słoikami: dużym i małym. Żeby efekty był bardziej widoczny jeden słoiczek był malutki a drugi bardzo duży. Także to doświadczenie powtarzaliśmy raz za razem i mimo że najważniejsze było, czyja świeczka zgaśnie pierwsza, udało się nam ustalić dlaczego świeczka w mniejszym słoiku gaśnie szybciej.

która świeczka zgaśnie szybciej?
Doświadczenie trzecie: butelka, której nie ma. Ustawiłam zapaloną świeczkę ok. 20 cm. za butelką i stojąc na wprost butelki (świeczka schowana za butelką) dmuchnęłam mocno i ... świeczka zgasła. Głowili się chwilkę nad tym, jak to się stało ;-)
Przygotowałam im też ogniste sekwencje do układania: Dominik miał naśladować wzór a Mikołaj uzupełnić brakujący element. Obaj poradzili sobie bez problemów.

ogniste sekwencje

Oczywiście musiała być ekspresja plastyczna - malowanie sadzą! Do zapalonych świeczek przykładaliśmy spód talerzyka a potem tą sadzą malowaliśmy. To była fajna=brudząca zabawa! No i teraz wiszą u nas prawdziwe dzieła sztuki.

przygotowujemy sadzę
 
dzieła sztuki ;-)

Przy okazji spaliliśmy kartkę papieru i porównywaliśmy popiół i sadzę. Było dotykanie, wąchanie, zdmuchiwanie i ustalanie kolorów. Okazuje się, że nazwy: szary i czarny wciąż się mylą.
No i na zakończenie: muzyka. Wieczorem gdy było ciemno, usiedliśmy sobie na dywanie, na środku postawiliśmy zapalone świece i słuchaliśmy utworu "Rytualny taniec ognia" Manuela De Falla. Następnie włączyłam utwór po raz drugi i chłopcy sami mieli udawać, że są płomieniami. To dopiero ekspresja!

poniedziałek, 10 października 2011

Zabawy Dominika

Dzisiejszy post będzie trochę inny od pozostałych. Zamiast dzielić się moimi pomysłami i propozycjami na zabawy z dziećmi, chciałam pokazać, jakie zajęcia wymyśla sobie sam mój mały trzylatek. Trochę się pochwalę, a co!
Odkąd tylko pojawiły się kasztany, zbieraliśmy je prawie codziennie. Wciąż nie mogę się nadziwić do ilu rzeczy wykorzystują je moi chłopcy. Kasztany przydają się w "gotowaniu", tworzeniu wzorów, służą jako jaja dinozaurów, skarby, zapasy na zimę, kamienie w lawinie itd. Pomysłów im nie brakuje. Jednego dnia Dominik zawołał mnie, żeby pokazać swoje dzieło - ułożył z kasztanów Tatę ;-)

Tata z kasztanów
Gdy zobaczyłam kolejną zabawę, uświadomiłam sobie, że chyba dawno nie dawałam chłopcom okazji do przesypywania. Dominik sam sobie poradził: powyjmował z szafki, dzbanki i kubki i przesypywał sobie kasztany.
Dominik przesypuje
Innym razem, miałam powyjmowane kawałki płyty HDF, z której przygotowujemy m.in. trójkąty konstrukcyjne. Dominik (przy pomocy Dziadziusia) ułożył stegozaura. Oczywiście potrzebował do tego też kasztanów ;-)
Stegozaur

Kolejny pomysł Dominika: autko zbudowane ze spodniej części krajalnicy do jajek i kolorowych piór.


auto wyścigowe
 Przygotowałam dla Dominika pocięte rolki z papieru toaletowego i spinacze. Był to pomysł Ewy z bloga http://wczesnaedukacjaantkaikuby.blogspot.com/ (niestety nie mogę znaleźć bezpośredniego linka do posta z tą zabawą ). Dominik miał sobie łączyć te kółeczka razem, robiąc pociąg. I przez jakiś czas (dłuższy - zabawa jest super!) tak robił. Aż tu niespodziewanie, przynosi mi coś mówiąc: "spójrz mamo, to kwiatki dla Ciebie"!


Czy mogłabym się nie zachwycać?

środa, 5 października 2011

Woreczki z niespodzianką

Zabawy w odgadywanie co jest schowane w woreczku, przerobiliśmy już na wiele sposobów. Wyszukiwaliśmy zabawki, zwierzątka, przedmioty o różnych cechach (np. coś miękkiego/twardego, coś ciepłego/zimnego etc.), dary jesieni, skarby lasu i tak dalej... Wydawało mi się, że już pożegnaliśmy się z woreczkami, gdyż nie stanowiły żadnego wyzwania dla chłopców, aż tu nagle pojawił się nowy pomysł. Niestety nie wiem skąd się pojawił, mam niejasne wrażenie, że gdzieś o tej zabawie czytałam, jednak nie mam pojęcia: gdzie? Zabawa jest genialnie prosta: do dwóch woreczków z materiału wkładamy identyczne zestawy przedmiotów. Zadaniem dziecka jest włożenie rąk do środka i znalezienia równocześnie dwóch takich samych przedmiotów. Proste, łatwe w przygotowaniu i zabawne! Obu moim chłopcom podobało się wyszukiwanie przedmiotów, byli bardzo ciekawi co tam znajdą, bo nie wiedzieli wcześniej co schowałam do środka.
Dominik szuka...



...Mikołaj też próbuje









 
i gotowe!

Do woreczków włożyłam dość dużo przedmiotów, ale okazało się, że była to ilość w sam raz dla chłopaków. Zadanie było łatwe, choć wymagało skupienia. Baaardzo mi się podobało, jak Mikołaj koncentrował się i wyszukiwał odpowiednie zabawki.
Obaj chłopcy popełnili jeden błąd: wzięli zakrętkę od pisaka i baterię za jeden przedmiot. Miały taki sam kształt i rozmiar, różniły się przede wszystkim fakturą. Myślę, że te woreczki stanowią fantastyczny wstęp do rozróżniania faktur materiałów i stopnia szorstkości papieru ściernego. Po prostu montessoriańska ciągłość materiału ;-)

sobota, 1 października 2011

Domowe Przedszkole Dominika - wrzesień

Minął pierwszy miesiąc roku szkolnego. Czas przystosowywania się do zmian, nowych zajęć, obowiązków.  W czasie gdy Mikołaj jest w przedszkolu, Dominik ma swoje Domowe Przedszkole z mamą w domu.Po wielu próbach udało się nam wypracować nowy rytm i codziennie mamy około półtorej godziny na wspólną pracę. Niewiele, ale lepsze to niż nic ;-)
Postanowiłam robić relację, z naszych zabaw raz w miesiącu. Oto czym zajmowaliśmy się we wrześniu (Dominik ma 3 lata i 3 miesiące):

Rozpoczęliśmy oczywiście od samego początku, czyli od nauki rozwijania i zwijania dywanika. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, to zadanie było fajną zabawą dla mojego syna!

pierwsze spotkanie z dywanikiem

Wiele czasu poświęciliśmy na pracę z różową wieżą i brązowymi schodami. Wciąż zaskakuje mnie jak wielką atrakcję, stanowią brązowe schody dla dzieci. Mnie się wydawały najmniej zachęcające spośród całego montessoriańskiego materiału do kształcenia zmysłów. W czasie tych zabaw, musiałam zwrócić uwagę na naukę prawidłowego noszenia klocków (mój synek uwielbia machać nimi na wszystkie strony). Po tym jak zrzucił sobie największy klocek z brązowych schodów na nogę, zgodził się na mój sposób ;-) (nodze nic się nie stało, upadek nie był z wysoka!).

pierwsza różowa wieża Dominika

i radość z wykonanego dzieła ;-)
W przypadku pracy z różową wieżą i brązowymi schodami, pozwoliłam Dominikowi na samodzielne próby i tworzenie dowolnych konstrukcji. Dopiero gdy sam chciał, pokazywałam mu inne zadania.

pierwsze próby z brązowymi schodami


"mamo, spójrz co zrobiłem"

budujemy schody...

...i wieżę

Przy pracy ze schodami, uczyliśmy się pojęć: cienki i gruby. Bardzo ciekawym odkryciem dla Dominika było, że jeden klocek może być cienki a za chwilę w zestawieniu z innym jest już gruby!
 
wieża i schody w poziomie

Poza tym Dominik ćwiczy czytanie, o czym można było przeczytać we  wcześniejszych postach. Jedną z najtrudniejszych dla mnie rzeczy w uczeniu moich dzieci, jest godzenie metody montessori z nauką czytania metodą symultaniczno-sekwencyjną. Nie znalazłam jeszcze sposobu jak to zrobić, ale podejmuję próby. Na razie przygotowałam dla chłopaków szorstkie samogłoski. Litery z papieru ściernego nakleiłam na zalaminowane kartki. To był prawdziwy hit z Dominikiem! Uwielbia te litery i z wielkim skupieniem wodzi po nich dwoma palcami.

szorstkie litery

szorstkich liter ciąg dalszy

Ostatnio nasze ćwiczenia dnia codziennego to głównie prawdziwe życie. Dominik pomaga mi w kuchni podczas gotowania - np. krojąc dynię na zupę. To bardzo ciężka praca, bo dynia jest twarda a nożyk tępy. Czego się jednak nie robi, żeby pomóc mamie ;-)

kroimy dynię na zupę

W czasie gdy mama zajęta jest domowymi obowiązkami (innymi niż gotowanie) Dominik bawi się sam. Jedną z jego ulubionych zabaw, jest przygotowywanie "herbaty" i "kawy" z kaszy manny. Druga to zabawa w gotowanie makaronów różnego kształtu i robienie koktajli z drewnianych owoców.

kawa czy herbata?

szef kuchni poleca ;-)

To był bardzo udany miesiąc. Ciepły, słoneczny, pełen spacerów i wypraw na place zabaw. A równocześnie bardzo pracowity. Już się nie możemy doczekać naszych październikowych zadań!