wtorek, 28 lutego 2012

Zimowe prace plastyczne

Moje dzieci uwielbiają malować, rysować, lepić, wycinać i w ogóle tworzyć. Prace plastyczne to stały element naszego życia. Dziś, pokazuję moje ulubione dzieła o tematyce zimowej.
Na zdjęciu poniżej są prace wykonane dwoma technikami. Obrazki na górze i na dole chłopcy rysowali białą kredką świecową a następnie zamalowywali akwarelami. Aby powstały drzewa naklejałam papierową taśmę malarską, a chłopcy znów zamalowywali akwarelami. Bardzo proste - każde dziecko da radę - a jaki śliczny efekt! W zeszłym roku, robiliśmy tą techniką śnieżynki. Niestety nie pamiętam, gdzie wypatrzyłam ten pomysł - jeśli ktoś wie, proszę o namiar, to podlinkuję.

akwarelowe piękności

Po przeczytaniu tego wpisu u Marty zamarzył mi się kolaż. Przygotowałam chłopcom materiały (karton po pizzy, klej, nożyczki i "wszystko białe co znalazłam" w domu;-)) i zaprosiłam do pracy. Dominik większość czasu spędził na cięciu na malutkie kawałeczki rozmaitych sreberek (wieczka od serków i jogurtów) a Mikołaj zamiast pejzażu robił mapę. Technika jednak nie przypadła mu do gustu z prostego powodu: nie znosi dotyku kleju na palcach. Musiałam mu smarować klejem a on przykładał wg swojego uznania. Wydawało mi się, że entuzjazmu zbytniego tym zadaniem nie wzbudziłam, ale gdy widziałam radość z jaką pokazywali tacie swoje dzieła, stwierdziłam, że warto było ;-)

praca Mikołaja

praca Dominika

 Następnym razem zaczniemy tak jak Marta - od podziwiania prawdziwych pejzaży zimowych. Cóż, człowiek uczy się na błędach...

P.S. Po pocięciu na kawałeczki całej góry serkowo-jogurtowych wieczek, Dominik poprosił o plastelinę i wyczarował taką oto "planetę" ;-)

"planeta"

I to jest właśnie to, co nazywam: niczym nie skrępowaną, dziecięcą twórczością ;-)))

wtorek, 21 lutego 2012

Liczebniki porządkowe

Dziś mała migawka ćwiczeń językowych Mikołaja, które zajmują bardzo ważne miejsce wśród naszych codziennych zajęć. Na szczęście w tym temacie można znaleźć wiele gotowych materiałów, z których możemy skorzystać, ale od czasu do czasu coś urozmaicam lub uzupełniam. Tak było na przykład z liczebnikami porządkowymi.
Pomysł na pierwsze ćwiczenie znalazłam na tym wspaniałym blogu i po niewielkiej modyfikacji oto co nam wyszło. Przygotowałam 10 motylków oraz etykiety z liczebnikami porządkowymi. Ponieważ pracujemy metodą Cieszyńskiej, zawsze używamy wielkich liter. Na odwrocie etykiet nakleiłam cyferki, dla samokontroli. Na początku Mikołaj układał motyle i dopasowywał podpisy po czym sprawdzał poprawność wykonanego przez siebie zadania.

który to motyl?

Gdy zauważyłam, że zadanie traci na atrakcyjności, wprowadziłam małe urozmaicenie. Po ułożeniu motylków układałam na wybranych kamyczki akrylowe, mówiąc że to kropelki deszczu. Mikołaj liczył i nazywał który motylek ma kropelkę. Dzięki tej modyfikacji zyskaliśmy sporo powtórzeń tego trudnego dla mojego synka ćwiczenia.

który motyl ma kropelkę?

Ostatnim etapem, były przygotowane przeze mnie ćwiczenia do kolorowania. Na paskach papieru umieściłam po 10 obrazków (jako wabika użyłam dinozaurów i spidermana;-)) i wpisałam polecenia typu: "Pokoloruj pierwszy, trzeci i siódmy obrazek". Po skończonym zadaniu, Mikołaj przypinał spinacze do prania na pokolorowanych przez siebie obrazkach i odwracał. Jeśli dobrze wykonał zadanie na odwrocie trafiał na znaczek. Kocham tę montessoriańską zasadę samokontroli i to jak wzmacnia poczucie własnej wartości u dziecka! Kiedy chłopcy rozwiązywali zadania i ja mówiłam im, że zrobili coś źle to zawsze (!) się denerwowali i zniechęcali do dalszej pracy. Odkąd sami mogą się kontrolować, robią to bardzo chętnie i popełnionych błędów nie odbierają jako porażki.

pokoloruj obrazki


To tylko jedno z naszych ćwiczeń językowych. Wykonujemy ich naprawdę wiele (ostatnio np. stąd), ale z radością patrzę jak mój synek z coraz większą biegłością posługuje się mową.

sobota, 11 lutego 2012

Serduszko puka...

W zasadzie walentynki to nie jest główny temat naszych zajęć, ale... Ale te wszystkie serca, które już od kilku tygodni królują na blogach, trochę mnie zainspirowały. Więc pobawiliśmy się niewalentynkowo, ale z sercem jako motywem przewodnim. Oto w wielkim skrócie, nasze zabawy.
Witrażowe serca - na wyciętych ze sztywnej folii sercach, malowaliśmy własne wzory. Teraz pięknie ozdabiają nasze drzwi balkonowe ;-)

serca - witrażyki

Wycinanki - udało mi się w końcu znaleźć coś, co łatwo wyciąć i daje ładny efekt. Na złożonych na pół kartkach, narysowałam połowę serca i pokazałam chłopcom jak wycinać. Bardzo im się podobało! Potem serca kolorowaliśmy kredkami pastelowymi (nie mogłam się oprzeć i też jedno zrobiłam;-)) i przypięliśmy spinaczami do sznureczka. Kolorują nam teraz te zimne, białe dni.

serduszkowe wycinanki

Serce przewlekanka. Tym razem zrobiłam z kartonu (blok techniczny kolorowy) dwustronne serce i dokleiłam do nitki kawałek wykałaczki. Ma to być przygotowanie do szycia. Na zdjęciu efekt pracy Mikołaja.

Gra w wojnę. Te karty przygotowałam jakiś czas temu (użyłam serc bo akurat miałam takie naklejki) i gramy nimi standardowo w wojnę, przy okazji doskonaląc licznie i porównywanie ilości.

karaty do gry w wojnę

tutaj link do strony z kolorowankami i innymi zadaniami dla dzieci. W dziale połącz kropki, można znaleźć kartę z sercami - my skorzystaliśmy. Miłej zabawy ;-)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Kurs Montessori do wygrania u Ewy!

Na blogu Ewy Wczesna Edukacja Antka i Kuby, można wygrać internetowy kurs montessori prowadzony przez Karen Tyler (cena tego kursu to 240$). Do kursu dołączone jest 12 albumów ze wszystkich dziedzin (od ćwiczeń życia codziennego, przez język , kształcenie zmysłów etc.). To naprawdę wspaniałe rzeczy dla miłośników montessori.
Mimo iż, nigdy jeszcze nie wygrałam w żadnej rozdawajce postanowiłam wziąć udział w tej zabawie. Kto chętny niech pędzi do Ewy po szczegóły!
A wszystkim biorącym udział życzę powodzenia: niech się poszczęści temu, kto najbardziej tego kursu potrzebuje!

piątek, 3 lutego 2012

Pójdę boso...

Mam przed oczami taki obrazek: dwuipółletni Mikołaj na wakacjach, boso idzie po ścieżce wysypanej drobnymi, kłującymi kamyczkami. Ludzie patrzą na to zadziwieni i pytają: "czemu każecie temu dziecku chodzić boso po takich ostrych kamieniach?" A w zwyczaju Mikołaja było zdejmowanie sandałków i zostawiane ich gdzie popadnie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze dziecko ma poważne problemy rozwojowe a słowo "podwrażliwy" nie istniało w naszym słowniku. Zamiłowanie do chodzenia boso (po wszystkich podłożach) zostało mu do tej pory. W lecie wchodząc na plac zabaw z piaskownicą od razu zdejmuje buty i skarpetki. Właśnie obserwując go w czasie takiej zabawy we wrześniu, pomyślałam, że trzeba mu będzie zorganizować jakąś stymulację w zimie. No, to mamy już luty a ja dopiero teraz zrealizowałam ten pomysł. Podobno lepiej późno niż poźniej ;-)
Do jednej miednicy nalałam ciepłą wodę, do drugiej chłodną. Chłopcy wchodzili do wody, doświadczali, nazywali i śmiali się radośnie. Próbowali nawet stania jedną nogą w ciepłej wodzie i drugą w chłodnej.

doświadczamy temperatury wody

Potem wytarli stopy i zaprosiłam ich do naszej ścieżki sensorycznej. Złożona była z: sztucznej trawki, ochraniacza do łóżeczka dla niemowląt (jeszcze Mikołaja), foli z bąbelkami i styropianu.

gotowa ścieżka

Chłopcy chodzili po różnych fakturach (prosiłam, żeby starali się chodzić wolniutko i malutkimi kroczkami), szurali i skakali. Na styropianie prosiłam każdego z nich, żeby spróbował zrobić się taki ciężki aż w podłożu zrobi się dziura. Bardzo się starali ;-) I wiecie co? Mikołaj zrobił wgniecenia swoich stóp!

miękko, gładko...

...i szorstko

Zabawa była wspaniała i była to jedna z tych zabaw, które nie tylko dają radość ona po prostu uszczęśliwiła Mikołaja! Następnym razem dołożymy jeszcze chodzenie z zamkniętymi oczami - dziś chłopcy byli zbyt rozemocjonowani.
Na zakończenie zaproponowałam im zabawę w przenoszenie żołędzi palcami stóp, którą przypomniałam sobie ostatnio dzięki temu wpisowi. Na szczęście miałam zachomikowanie żołędzie ;-) To była niesamowita radość patrzeć jak chętnie Mikołaj przekładał żołędzie stopami - widać było, że sprawia mu to niesłychaną przyjemność. Dominik początkowo miał trudności, ale po kilku próbach "załapał" o co chodzi.
A ja już planuję modyfikacje obu tych zabaw. W końcu jeszcze trochę czasu minie zanim wychodząc z domu, po prostu pójdę boso...

czwartek, 2 lutego 2012

Domowe przedszkole Dominika - styczeń

Minął styczeń. Nareszcie. Trudno nazwać go bardzo pracowitym w naszym domowym przedszkolu. Moje zniechęcenie i spowolnienie przyszło w parze z eksplozją samodzielnej zabawy Dominika. Jego niekończąca się ochota by ustawiać autka do wyścigów, spotkała się z milczącą aprobatą i zadowoleniem mamy. I tak nasze domowe przedszkole działało od przypadku do przypadku. Dopiero pod koniec miesiąca zabraliśmy się chętniej do pracy. A co robiliśmy?
(Dominik ma 3 lata i 7 miesięcy)

Oczywiście czytaliśmy sylaby ale spokojnie bez szaleństw. Poza tym Dominik bawił się trochę kartami, które Ewa udostępniła tutaj. Wcześniej był świadkiem pracy Mikołaja z tymi obrazkami, ale teraz sam mógł je dopasowywać. Bardzo ciekawe doświadczenie dla dziecka, że fryzura mamy i mały konik mają taką samą nazwę ;-)
Od czasu do czasu układamy sekwencje - teraz Dominik dokańcza podany wzór. Przygotowałam mu między innymi takie choinkowe sekwencje do układania (choinki wycinałam ze starego papieru do pakowania prezentów). Musimy jednak więcej takich zadań wykonywać, żeby wspomóc proces lateralizacji i ułatwić czytanie.

dokończ układać tak samo

Miałam w planie kontynuować liczenie z Dominikiem w zakresie dziesięciu, ale dostałam od niego prztyczka w nos. Okazuje się, że mój synek nie jest zbytnio zainteresowany liczeniem. Korzystając pomysłu, który dawno temu podpatrzyłam u K z bloga Do dzieci z pasją, zrobiliśmy sobie śnieżynkową matę do liczenia. Oczywiście trochę musiałam pozmieniać w szczegółach, ale zachowaliśmy główny pomysł. Mnie się najbardziej podobają cyfry napisane świecową kredką, które Dominik zamalowywał akwarelami. Chciałam robić matę do szóstki, ale przy czwórce Dominik był już kompletnie znudzony więc odpuściłam. Ale trochę policzyliśmy a małe rączki pracowały dziurkując śnieżynki i naklejając je.

śnieżynkowa mata
Żeby wzbudzić większe zainteresowanie, wyjęłam po kilku dniach brokat i Dominik ozdabiał swoją matę. Zainteresowanie wzbudziłam, tyle że mazianiem brokatowym żelem a nie liczeniem. Kolejna lekcja pokory od mojego dziecka ;-)

Po wizycie na wystawie szopek krakowskich, budowaliśmy podobne szopki z klocków. Poniżej nasze wspólne (moje i Dominika) dzieło.

szopka krakowska

Powróciła nasza różowa wieża i brązowe schody. Po ostatniej niechęci Dominika do pracy z tym materiałem, postanowiłam zrobić przerwę i schować go. Po kilku długich tygodniach, wyjęłam z powrotem i został przywitany z entuzjazmem. W obawie przed zniechęceniem niczego nie proponowałam i pozwoliłam na swobodną pracę z materiałem. Efekt?

mamo, spójrz co ja zrobiłem!

mamo, spójrz teraz taa dam!

tato, chodź zobacz moją budowlę!
Nie muszę chyba pisać jaką radość sprawił mi ten widok. Z jednym tylko nie mogę sobie poradzić - dodawaniem zabawek do tych budowli. Mikołaj zaraz stawia na szczycie żołnierza, wjeżdża autami (Dominik to naśladuje) a kiedy się nie zgadzam strasznie się złości. Jak mam mu wytłumaczyć, dlaczego się na to nie zgadzam? Mamy/Nauczycielki montessori - poradźcie jak Wy sobie radzicie w takich sytuacjach?

Poza tym Dominik z radością eksperymentuje z układaniem wzorów mozaiki, którą Mikołaj dostał od Babci i Dziadziusia. Zauważyłam, że ma problem z linią ukośną (np. ze złożeniem dwóch trójkątów w kwadrat) więc będziemy to ćwiczyć. A na razie wzory wymyśla sobie sam ;-)

wzór własny Dominika

I jeszcze nasze zimowe zabawy z ćwiczeń praktycznych. Przygotowuję je głównie dla Mikołaja, ale zawsze obaj chłopcy z nimi pracują. W tym miesiącu mieliśmy między innymi takie: wrzucanie kryształków lodu (kamyczki akrylowe) do pojemnika na lód, zasypywanie aut lawiną śniegową (waciki) i odśnieżanie ich. Na zdjęciu poniżej jest błąd - miseczka z kamyczkami powinna stać z lewej strony (zawsze ustawiamy wszystko od lewej do prawej tak jak dziecko będzie czytało).

jeden kryształek lodu do jednej gwiazdki
Złomek zasypany śniegiem

Kupiłam sobie ostatnio moździerz. Kupiłam bo był śliczny i za pół ceny (chociaż w zasadzie nie wiem ile normalnie kosztuje takie coś) a potem myślałam do czego by go wykorzystać? I tak wpadłam na pomysł kruszenia lodu, tyle że zamiast lodu używamy kostek cukru. Ktoś ma jeszcze wątpliwości, że to był hit? To wielka rzadkość, że pozwalam dzieciom jeść cukier (właściwie zdarzyło się to pierwszy raz;-)), ale co tam. W końcu kostka cukru dziennie nawet moim dzieciom nie zaszkodzi ;-)

kruszymy cukier i wsypujemy do cukierniczki

A teraz dowód kulinarnych zmagań Dominika. Jako że zima ma wpływ na to co jemy, u nas często pojawiają się domowej roboty kluski, które przygotowuje ze mną mój mały synek. Przestawiam kluski śląskie i "wąże" handmade by Dominik.

kluski śląskie i "wąże"